Czasem mam wrażenie, że nasz wyjazd opiera się głównie na jedzeniu... W niedzielę trafiłyśmy na fiestę paelli i wreszcie spróbowałysmy jak smakuje świeża wersja tutejszego "must eat". Chyba nikt nie odważył sie wybrać pealli z królikiem (paella valenciana), ale pozostałe : z krewetkami, mięsem, jamonem, sosem pomidorowym itp smakowały świetnie. Szczególnie koledze, który przypadkiem dostał jedną porcję gratis.
Osobiście zaintrygowała mnie paella z podobizną.... no własnie kogo? Na pierwszy rzut oka przypadkowa osoba - o ile cokolwiek można wywnioskować z twarzy z sosu pomidorowego. Ale... ?
Zagadka rozwiązała się dziś. Podczas oficjalnego spotkania w ratuszu, gdzie grube ryby witały wątłych erasmusów, podeszła do nas rosła kobieta otoczona chmarą dziennikarzy. Na jej pytanie "skad jesteście" odpowiedziałam elokwentnie "nazywam się Alicja", co zostało zarejestrowane przez kilka kamer. Szybki uścisk dłoni, czarujący uśmiech słabo maskujący przerażenie i po wszystkim. Po fakcie dowiedziałam się, że to własnie była Mayorka Valencji. Jak to powiedziała Cristina : bardzo przebojowa, szanowana i respektowana przez wszystkich persona. Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że gdyby jej pomidorowa podobizna była podpisana na pewno poznałabym ją w rzeczywistości. I być może wpadłabym na to żeby przed rozmową sprawdzić, czy nie mam szminki na zębach...