Jak w każdą niedzielę wstałyśmy z wielkim dylematem : co by tu niepożytecznego zrobić zamiast projektu. Tym razem wybór padł na muzeum sztuki nowoczesnej. Zawsze zastanawia mnie co współcześni artyści myślą sobie wstawiając niektóre swoje prace do galerii. I zawsze wydaje mi się, że to zbiorowy performance, wielka zmowa mająca ukazać głupotę zwiedzających. No bo co takiego może być w gigantycznej, porcelanowej, fluorescencyjnej kości? Albo rzeźbie małpy z bananem zamiast penisa?
Na szczęście kuratorzy już jakiś czas temu wpadli na pomysł objaśniania plebsowi sensu sztuki i też tym razem na ścianie przylepiono informacje co autor miał na myśli. W przypadku kości autor chciał sprowokować widza do refleksji : czy ta kość jest człowieka, czy zwierzęcia? Nasz początkowy szok zmienił się szybko w zmieszanie...Jak mogłyśmy o tym nie pomyśleć? Oto odkryła naszą ignorancję pierwsza, "niewanitatywna" kość w historii sztuki. W dodatku fluorescencyjna. Nie wiem czy uda nam się z tego otrząsnąć. Zastanawiam się również jak wyglądałby mój budynek z taką kością na fasadzie. I gdzie mogłabym umieścić informację, że symbolizuje ona tęsknotę za utraconym rajem?
albo za kurczakiem na obiad?