Tak, myślę, że przy odrobinie wysiłku zmieściłabym się w mojej walizce.
I tak, jestem pewna, że nie uda mi się jej podnieść żeby położyć na wadze.
Po dziwacznej nocy, którą w połowie spędziłam żegnając się z przyjaciółmi i polskim piwem, a w połowie pisząć spawozdanie z praktyk, wyjazd wydaje mi się jeszcze większą abstrakcją. A zostało mi jakieś 11 godzin. Z czego 3 pewnie będę biegała miedzy sekretariatami wydziału odbierając kwity kwitów za oddane sprawozdanie.
Czy wszystkie wyjazdy na Erasmusa tak wyglądają?
Zupełnie jak z pierwszym wpisem na blogu. Człowiek siedzi i obmyśla go godzinami, a potem i tak kończy się na tym, że siedzi ledwo żywy i chyba jeszcze trochę pijany pisząc bez zastanowienia.
Ale prawda jest taka, że to uwielbiam!
Valencia, I'm coming!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz