piątek, 26 sierpnia 2011

W międzyczasie Barcelona


Barcelona. Lot i dojazd z lotniska minęły bezproblemowo. Za to przejście ok 300 metrów podziemiami na peron metra zajęło nam godzinę i ciągle nie wierzę, że się udało.

Bez windy i schodów ruchomych taszczyłyśmy 35 kilowe walizki raz w doł raz w górę modląc się żeby to JUŻ NAPRAWDĘ były ostatnie schody. Moment krytyczny osiągnęłyśmy gdzieś  w połowie drogi. Padłyśmy śmiejąc się histerycznie w pustym przejściu przy facecie wygrywająsym na fletni przeboje Simona&Garfunkela. Kiedy minęły nas dwie Azjatki z równie wielkimi, różowymi walizkami i klnąc pod nasem jakimiś hieroglifami pokonały schody, odzyskałysmy wiarę i ruszyłysmy dalej.

Na szczęście przy niektórych schodach litowali się nad nami ludzie i wtaczali za nas walizy. W sumie pomogło nam chyba z 7 osób z czego tylko 2 błagałyśmy, co uważam za niezły wynik.

Teraz utknęłyśmy na dworcu i czekamy na pociąg. Jak dobrze pójdzie jeszcz dziś dotrzemy do Walencji. Ufff....


2 komentarze: