środa, 31 sierpnia 2011





Wrzucam w takim razie więcej zdjęć mieszkania.

Na pierwszym widok z mojego okna. Wygląda trochę jak blokowisko, ale te palmy! Potem pokój Dorotki, a niżej : nasz salon comedor, czyli salon do zjedzenia, pokój Dominiki (prawie taki sam jest Ani więc już nie wrzucam) i na końcu kuchnia.Zdjęć łazienek i tarasu też nie wrzucę żeby zachęcić jeszcze niezdecydowanych do przyjazdu w odwiedziny, a warto! 


Tak naprawdę jednak chciałam pisać o TOMATINIE.

Dziś z dziewczynami postanowiłyśmy pojechać za miasto do małej mieściny Bunol . Na codzień jest to miejscowość omijana przez turystów, cicha i spokojna.
Jednak raz do roku w ostatnią środę sierpnia zamienia się w pole bitwy. Rozgrywa się tu wielka walka na pomidory. Ludzie (dziś podobno 30000) tłoczą się na ulicach w niewyobrażalnym ścisku aż o godzinie 11.00 nadjażdżają wielkie ciężarówki z pomidorami. I zaczyna się bitwa... Wszyscy wyposażeni są w okularki do pływania, obowiązuje również kodeks tomatiny : nie wolno rzucać niedojżałymi pomidorami, zielonych sie nie podnosi, pomidora najpierw trzeba je zgnieść a dopiero potem rzucić itp... Szaleństwo! W rezultacie wygląda to tak, że ludzie na ciężarówkach ciskają pomidory w skandujący, rozradowany tłum, a potem brodzi się w pomidorowej pulpie do połowy łydek i naciera się nią ludzi naokoło. Niemiłym elementem jest jednak straszny smród nadgniłych pomidorów pomieszanych z rozlaną wszędzie sangrią i piwem no i oczywiście STRASZLIWY tłum ściskający z każdej strony. Raz straciłam w pulpie buta. Kiedy go wyłowiłam nie miałam go jak założyć i stałam na jednej nodze az znowu dostałam pomidorem.

Niesamowite przeżycie, odsyłam do youtube gdzie ludzie wrzucają mnóstwo filmików z tomatiny. My kupiłyśmy aparat jednorazowy, jeśli wyszły jakieś zdjęcia wrzucę je za jakiś czas. Unbelievable!

1 komentarz: