środa, 28 września 2011

Garnkiem go


W odpowiedzi na pytanie Ani : "kiedy będę  na blogu?"  - oto nadszedł moment. W dzisiejszym poście kolejna życiowa rada dla oszczędnych studentów. Zainspirowane pouczającymi filmikami z youtuba, postanowiłyśmy wypróbować alternatywną metodę prasowania. W roli żelazka metalowy garnek z gorącą wodą, zamiast deski do prasowania - oldschoolowy koc. Rezultaty zaskakujące. W skali schludności ubrania wypadają gdzieś pomiędzy "artystyczny nieład", a "z daleka nie widać wygnieceń". Milowy krok w stosunku do standartowego "wyrwane psu z gardła". Niestety akcja prasowania była pierwszą i ostatnią bo garnek się przypalił i teraz zamiast rączki ma zwęglony kikut.

Jako alternatywę youtube poleca użycie prostownicy do włosów,  włożenie ciuchów pod materac, albo zakładanie jeszcze mokrych koszulek prosto z pralki (What's wrong with you people?!). Zastanawiam się, kto byłby gotów się tak poświęcić dla niewymiętolonej koszuli,

poniedziałek, 26 września 2011

Biopark


Korzystając z promocji dla studentów poszłyśmy dziś do Bioparku. Idea jest taka, że zwierzęta biegają wokół ludzi i bariery między oglądadanymi, a oglądającymi są bardzo dyskretne. W praktyce tłumy gapiów tłoczą się przed płotkami czy barierkami w formie sztucznej skały i sztrzelają do zwierząt z aparatów, kamer i Ipadów. Rodzaj współczesnego polowania (tylko teoretycznie) mniej brutalnego.
Po godzinie zamiast zwierzętom zaczęłam robić zdjęcia ludziom zachowującym się jak zwierzęta.

Niemniej jednak, pomimo całego mojego zniesmaczenia zwiedzającymi, biopark wypadł nieźle. Oczywiście najlepszą częścią był wybieg lemurów, które hasały sobie między nami, bezczelnie machając ogonami długości rury od odkurzacza. Wrzucam kilka ich zdjęć. Dodam, że na ich widok za każdym razem dzieciaki wrzeszczały "rey julian, rey julian" (król julian).






piątek, 23 września 2011

Tomatina








      O Tomatinie już pisałam, ale teraz dopiero wrzucam foty. Jestem pod wrażeniem, że aparat za 5E przetrwał bitwę i na zdjęciach widać coś poza pomidorową pulpą. Zastanawiam się też jak panowie technicy poradzili sobie z wyjęciem filmu i iloma językami potem nas wyklinali. Moje klapki do dziś jeszcze trochę zalatują zgniłym pomidorem. Mam nadzieję, że dziewczyny pominą ten post i nie znajdę ich jutro przy śmietniku...

czwartek, 22 września 2011

Targi designu






 Obecnie w Walencji odbywa się tydzień designu i w wielu galeriach prezentowane są prace wybijających się projektantów. Poza tym w budynku Feria Valencia odbywają się targi na których można oglądać i kupować własciwie wszystko -począwszy od wieszaków do łązienki  skończywszy na wielkich sofach za tysiące euro.

Dodatkowym atutem (szczególnie dla wygłodniałych studentów) są darmowe poczęstunki więc jak się można domyślić spędziłyśmy na targach pół dnia. W pamięci na równi ze sławnym krzesłem "barceloną" zostanie mi widok Anki, która rozpromieniona podpierdzielała 3 kanapką z jamonem.






wtorek, 20 września 2011

Tapas


Udało się! Pojechałyśmy na festival Tapas. Daleko nie było bo w Walencji przy porcie. To dopiero druga edycja, ale myślę, że po takim sukcesie na pewno wejdzie do programu stałych wydarzeń. Generalnie festiwal był konkursem pomiędzy restauracjami. Każda z nich miała odrębne stoisko na którym mogła zaprezentować 3 różne tapasy. Odwiedzający (czyli my) kupowali żetony, które potem wymieniali na dowolne jedzenie lub picie.
Rozdzieliłysmy się z dziewczynami i po 15 min spotkałysmy się z tapasami przy stoliku. Osobiście byłam pod wrażeniem bo mimo braku konsultacji, żaden z wybranych przez nas tapasów się nie powtórzył. Dzięki temu spróbowałyśmy ponad 15 róznych. Kulinarna rozkosz! Najlepsze prezentuję poniżej. Radzę nie oglądać na głodnego.


Dziwna wariacja. W zawiniątku z cienkiego, kruszącego się ciasta pasta z sera pleśniwego. Podane ze słodkim dżemem (chyba) jagodowym. W smaku niesamowite, chyba najlepszy z tapasów, których próbowałyśmy.


Kanapka wydaje się skromna, ale po spróbowaniu okazało się że jest z dodatkiem pasty o smaku mojito. Zupełnie zmienia smak! I oczywiście jest wspaniała.

Ciastko z ciasta francuskiego. W środku delikatna pasta orzechowa, choć wydawało nam się, że trochę zbyt mdła. Podobno, jak twierdzi Doti, migdał z wierzchu był świetny - bardzo delikatny i miękki. Jak to uzyskano? Zagadka.

Bagietka z tutejszym delikatnym pure. Chyba lepiej wyglądała niż smakowała, ale dla samej dekoracji warto było spróbować.

Krewetki zawinięte w ciasto/makaron (?). Bardzo smaczne i chyba popularne bo widziałyśmy je na kilku stoiskach. Podawane ze słodkim sosem.

Ptysie. Klasyczne, ale bardzo smaczne. Trudno zepsuć więc zgodnie z oczekiwaniami smaczne.

sobota, 17 września 2011

Robak


Ostatnio jestem zafascynowana tym kwiatkiem. Zaczęło się od tego, że Ada powiedziała mi, że kradną go wszyscy polscy tyryści. Więc oczywiście ukradłam i ja. Okazało się, że ma niesamowity zapach. Choć z Adą jesteśmy przekonane, że tak naprawdę pachnie nie kwiatek, a robak który na nim mieszka. Ciekawa jestem czy ktoś zganie z jakiej rośliny pochodzi. W nagodę pachnący robak. Albo przypalony garnek.

Wczoraj zakończyłysmy pierwszy tydzień zajęć. Ciągle jeszcze układamy plan i poza wtorkiem, kiedy mamy 3 różne zajęcia w jednym momencie wszystko jakoś się poukładało. Nasz kolega z Holandii, którego imienia nie potrafię wymówić więc nazywam go "Ruter", powiedział nam, że zrezygnował z matmy bo na pierwszych zajęciach były ułamki i wydaje się, że będzie śmiesznie prosta. Oczywiście pierwsze co zrobiłyśmy poszłysmy  zapisać sięna matmę. Niestety profesor wyparował, ale jeszcze go dopadniemy. Nie możemy przestać wyobrażać sobie jak podchodzimy do tablicy i od niechcenia dodajemy 1/2 + 1/8 za co zostajemy okrzyknięte geniuszami i wszyscy uczniowie kłaniaja nam się potem na korytarzu. Albo mogliby prosić nas o korepetycje. Albo nie, niech się tylko kłaniają.

czwartek, 15 września 2011

Murale vol 2


Kolejna dawka murali. Naprawde strasznie dużo ich tutaj. Tylko chodzić i robić zdjęcia.

Dziś byłyśmy z Ania na rozmowie o pracę. Ja starałam się o fotografa imprez, Ania kelnerkę albo personal relations czyli w tutejszej nowomowie: nawoływacza na imprezy. Jak się szybko okazało za zdjęcia zarabia się najmniej, co trochę mnie skonsternowało, ale jak wiadomo fotografia z definicji jest pochodną głodowania więc może nie powinnam się dziwić...

 Najdziwniejsze było jednak to kto przeprowadzał rozmowę. Idąc do Tukana żartowałyśmy że spotkamy "kaczora" - goscia, który jest na wszystkich imprezach na których uczy salsy, gotuje paelle, didżejuje i pewnie też zmywa kible jeśli zajdzie potrzeba. Wchodzimy do Tukana, gdzie ma odbyć się rozmowa i kogo widzimy? Tak, kaczora. Prowadził rozmowę. Cóż, skontaktują się z nami. Znalazłyśmy już sklep w którym przepuscimy pierwszą wypłatę.

poniedziałek, 12 września 2011

Jak nałóg




Trzy etapy zawłaszczenia :

namierzenie obiektu,
ocena jego stanu i walka z wątpliwościami moralnymi,
ucieczka z obiektem

Tym razem akcja pozorowana dla celów poznawczo-naukowych. Ale trzeba przyznać, że po naszej ostatniej wyprawie biurkowej zakończonej sukcesem, idąc przez miasto czujemy się jak myśliwi na polowaniu, co doskonale ilustruje tekst Ani : "A może by tak półeczkę....?"

piątek, 9 września 2011

Market


Dziś odkryłyśmy wielki market z warzywami, owocami, orzechami, przyprawami etc. Sam budynek hali jest  niesamowity chociaż mnie jak i innych koneserów pewnie bardziej zainteresuje to co można w nim kupić.

Ja utonęłam w dziale z owocami morza. Wielkie ośmiornice, kalmary, krewetki i mule w równie wielkich cenach, ale jak muszą smakować! Widziałyśmy też langusty ( a przynajmniej myślę, że to były langusty), które mimo, że leżały na lodzie jeszcze
się ruszały, brr...

Poza tym zafascynowało mnie stoisko z przyprawami. Tysiące małych paczuszek z kolorowymi ziołami, wyglądały jak odczynniki chemiczne. Od razu zachciało mi sie coś ugotować. Z racji ograniczonych funduszy pozwoliłyśmy sobie kupić tylko szałwię, ale jak pachniała! Nawet dziewczyny były pod wrażeniem. Jako dyżurny szef kuchni pozwoliłam sobie ją dziś wypróbować i jest naprawdę niesamowita.

Kolejnym odkryciem była oczywiście szynka. Wisi wielka, z cała nogą, ciężka i pachnąca. Kosztuje krocie, ale myślę, że taką jedną je się przynajmniej przez rok. kroi sie ją na cieniutie plasterki, a potem żuje każdy kawałek przez pół godziny. W smaku przypomina połączenie boczku i jakiejś wędzonej kiełbasy. I oczywiście jest pyszna choć na początku przeżywa się szok kulturowy - dlaczego szynka jest jak wędzona guma?

Uwielbiam odkrywać nowe smaki, mogłabym tu mieszkać chociazby tylko po to, żeby przez rok kulinarnie eksperymentować. Niesamowite jest to, że wyjeżdzając z kraju można spróbować rzeczy, o których istnieniu nie miało się pojęcia. Jak nauczę się gotować coś tutejszego podzielę się przepisem.

czwartek, 8 września 2011

Wydział


Tak wygląda nasz wydział architektury. Chyba najmniejszy ze wszystkich budynków.

Ostatnie dni minęły pod znakiem załatwiania spraw uczelnianych. Poznałyśmy naszego nowego koordynatora o wdzięcznym imieniu Alfonso, który jak  stwierdził raz był w Polsce kilka godzin na lotnisku we W...ropeqkw#$L# (Wrocławiu), ale w W....arpo#$#% (Warszawie) nigdy nie był. Przedmioty, które wybrałyśmy, w połowie nie istnieją na planie, a w połowie okazują się koszmarem jak z naszego wydziału w Polsce. Rysunek, który wybrałyśmy myśląc, że juz nic gorszego niż w Warszawie nas nie spotka, zapowiada się jak zwielokrotniony portal (najgorsze z możliwych ćwiczeń, które były na wydziale).
Tak więc za radą Alfonso bawimy się w "tetris" i składamy nowy plan.

Jak na razie byłyśmy już na projektowaniu, które prowadzi gość będący mieszanką Jima Carreya, Robina Wiliamsa ze stowarzyszenia umarłych poetów i gremlina.
Na pierwszych zajęciach trochę zażartowałam z tego jak wymawiał "Zachaczewski" i teraz już dobrze nas zapamiętał. Przez połowę zajęć wszystkie gagi związane były z naszą nieznajomością hiszpańskich zabytków, które mamy sobie wygooglać, albo sprawdzić w "jutube".

Ale mimo wszystko to bardzo miła odmiana po stetryczałych i zasuszonych profesorach z polibudy, których żartów nigdy nie odróżniałam od obelg.

Byłyśmy tez na pierwszej nauce salsy w klubie "tukan". Szczerze mówiąc nie było rewelacyjnie mimo naszych chalengów i darmowego mojito.
Trzeba jednak przyznać, że świetne jest to, że nawet w nocy jest tak gorąco, że można się spokojnie przejść do domu pieszo 40 min i dalej ma się
ochotę na zimny prysznic.

Odniosłyśmy też chyba pierwsze zwycięstwo w walce z internetem. Nasza duenia ( włascicielka mieszkania ) podpisała na siebie kontrakt i lada momet (15 dni) przyjdzie ktoś podlaczyć ruter. Niesamowite jest to, że tu nawet wyrobienie karty miejskiej trwa 3 tygodnie! A internet, który z początku miał być założony w ciągu 24 godzin przeciagnie sie do miesiąca. Tu chyba po prostu nikt się nie śpieszy... Fiesta, siesta y manana...


niedziela, 4 września 2011

Z odzysku

O tym jak urządzić mieszkanie i się nie zrujnować powstało już tysiące programów.
Można samemu odnowić szafę albo pofarbować zasłony, nie mówiąc już o zatrudnieniu przystojnej ekipy telewizyjnej, która wszystko zrobi za ciebie za PÓŁ darmo.

Jest jeszcze inny sposób...

Poszłyśmy z Ania wieczorem na spacer. Dopiero po 19.00 temperatura spada na tyle, że ludzie wychodzą z domu i przesiadują na ulicach. O ile w ciągu dnia nasza dzielnica wygląda jak dekoracja do westernu i brakuje tylko kłaków wirujących wśród opuszczonych saloonow, wieczorem okolica tętni życiem. Najlepsze są babuszki, które wychodzą stadami, okupują w dziesięć jedną ławkę i gadają o życiu wachlując się  od niechcenia.

I w tej scenerii my. Idziemy bez celu, okrążając zamknięty już park z zamkniętymi w nim przypadkiem ludźmi.  Kiedy już miałyśmy wracać, zauważyłyśmy faceta, który próbuje zwinąć biurko, zostawione przy śmietniku. Szybka myśl: w ostatnim pokoju, który został w mieszkaniu, nie ma biurka dla naszej jeszcze nieprzybyłej koleżanki i od kilku dni szukamy jakiegoś najtańszego. Kolejna szybka myśl: musimy mieć TO biurko. Pytanie tylko jak podwędzić je już podwędzającemu  facetowi? Zaczęłyśmy rzucać pomysłami. Gość ewidentnie się wahał bo było dla niego za ciężkie. Spytać czy jednak rezygnuje? Przyjść za chwilę? Zacząć oglądać razem z nim? Po prostu zabrać ? Stanęło na tym, że zaczaiłyśmy się na ławce i obserwowałyśmy. W końcu facet poszedł do domu, chyba po śrubokręt. Jeszcze kilka razy się obejrzał, a kiedy zniknął zerwałyśmy się z ławki, złapałyśmy biurko i potykając się pobiegłyśmy z nim do mieszkania. Bieg to może nie był bo  umierałyśmy ze śmiechu z absurdu sytuacji i wyobrażając sobie jak będziemy je wtaszczać na 5 piętro. Na szczęście zmieściło się w windzie i cała ekspedycja zakończyła się sukcesem.

Podsumowując: z minimalnym nakładem sił i środków stałyśmy się właścicielkami nowego biurka w stylu retro, które ożywi sypialnię i nada jej lokalnego klimatu.

Student potrafi.

PS: bardzo mnie cieszą wszystkie komentarze, ale na razie przy naszym internecie nie udaje mi się na nie odpowiadać bo ciągle mnie wywala z sieci w czasie dodawania komentarza. Jutro zaczynamy zajęcia, cdn.

sobota, 3 września 2011

Pierwsze zwiedzanie




Korzystając z chwili przerwy pomiędzy załatwianiem tamtego, a owamtego poszłysmy zobaczyć zespół budynków Calatravy. Niesamowite! Koniecznie musimy wybrać się tam jeszcze w nocy bo podobno dopiero po podświetleniu robi wrażenie.

Jesteśmy zakochane w mieszkaniu, choć ciągle jeszcze musimy dużo ogarnąć. Priorytetem jest internet. Obecinie podkradamy trochę mr."Dlinkowi", ale chyba zaczął coś przeczuwać bo co jakiś czas wyłącza ruter. Jesteśmy też przekonane, że to właśnie mr. dlink jechał z nami wczoraj windą.Śledził dokładnie na którym piętrze wysiadamy, teraz już na pewno wie...

Udało nam się też wreszcie zobaczyć plażę! Poszłyśmy tam co prawda w nocy, ale i tak dało się wykąpać. Woda gorąca! Nie taka, że "da się przyzwyczaić" albo "jak wbiegniesz i wskoczysz to nie poczujesz". Nie! Była cieplejsza niż w naszym prysznicu ( w ktorym na razie nie grzejemy wody i jest "taka orzeźwiająca")

Potem wracałyśmy taksówką z bardzo miłym imigrantem, który w połowie wyłączył nam licznik bo trochę znałyśmy francuski i wreszcie mógł z kimś ponarzekać na hiszpański i niedolę mieszkania na obczyźnie. Wniosek? Jezyki, panowie i panie, języki. Inwesujcie w naukę, potem i tak wam sie zwróci na taxi.