środa, 25 stycznia 2012

Madryt vol1

20.01.2012r.
PIĄTEK


Zaczęło się od maila do Magdy i Agnieszki z Erasmusa w Madrycie, które poznałyśmy w Walencji. Dziewczyny zgodziły się nas przenocować, co uczciłyśmy okrzykiem radości i zaczęłyśmy pakować torby. 

W piątek po  południu zaraz po oddaniu ostatnich  prac, a raczej wstydliwym ich podrzuceniu, pobiegłyśmy z wiecznie przewracającą się walizeczką na dworzec. Szybkie przejęcie 20 euro przez kasjera i z biletami w zębach wtoczyłyśmy się do autobusu. 4 godziny porywającej jazdy i dotarłyśmy do stolYcy. 

Dziewczyny przyjęły nas z prawdziwą, polską gościnnością i już pierwszego wieczoru zapoznały nas z nowym drinkiem, który przewijał się już potem przez cały wyjazd. Nazywa się to "Calimocho" i jest połączeniem wina z Colą. Proste a dobre, podobno ciągle się je tu pije, choć osobiście chyba byłam zbyt bardzo zaślepiona Sangrią, żeby to zauważyć.Tak czy siak polecam! Szkoda tylko, że jak zauważyła Dorotka, nazwa za bardzo kojarzy się z Kalim i moczem.

PS: zdjęcie dedykuję Marzence, która zainspirowała mnie swoimi osiągnięciami w "pejncie"


6 komentarzy:

  1. komentarz będzie obrazkowy - http://cdn.hoboken411.com/wp-content/uploads/2008/11/this-looks-shopped.jpg

    OdpowiedzUsuń
  2. Aha! Nowy drink, trzeba przetestować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. no ładnie :D driny :P a kiedy to ze mną tak poszalejesz? cooo? może opijemy mój licencjat gdy wrócisz :p Tobie zostanie już ta przyjemna część :p Bo Karol to będzie musiał znosić moje nerwy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasne, że opijemy! Zrobimy z Barbarą serię testów, żeby ustalić optymalne proporcje i zaserwuję Ci zaraz po powrocie! :)

    I naprawdę nie wiem jak Tomek dopatrzył się obróbki... Pewnie przez złe cienie... :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Wino z colą u nas nazywa się po prostu turbo-colą :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Racja, Reymont o tym pisał, stara, polska tradycja

    OdpowiedzUsuń