czwartek, 12 stycznia 2012

Tam i z powrotem


Tak żegnałyśmy się z Walencją i po zbyt krótkich 3 tygodniach wróciłyśmy. Lecąc do Warszawy zgubiłyśmy z Domi karty pokładowe na taśmie do prześwietlania bagażu, w tę stronę zgubiłam wszystkie dokumenty i dzikim fartem udało mi się dostać do samolotu tylko z paszportem. Brawo!

Funny story, nigdy nie próbujcie dogadać się z policją lotniskową o 3 nad ranem. Byli gotowi mnie aresztować za sam fakt wciśnięcia dzwonka i wybudzenie z drzemki.

W końcu jednak, po upojnych 6 godzinach dotarłyśmy do mieszkania (jaki postęp w porównaniu z 13 godzinami poprzednim razem!). Powitał nas odór z lodówki. Jeszcze kilka dni i zostawiona przed świętami, rozkrojona cytryna sama wypełzłaby do śmieci.

Potem szybki rekonesans przywiezionej wałówki z Polski, co najlepiej skomentowała Ania słowami : "Misia wzięłaś? Waży z 200 gram! nie żal Ci było go brać zamiast kiełbasy?"

I w tym nastroju zaczęłyśmy robić rendery na egzamin, który odbył się następnego dnia.... Godzinę wcześniej niż sądziłyśmy.... Plus bycia na Erasmusie jest jednak taki, że wykładowcy z założenia maja Cię za osobę ograniczoną i nie wyrzucają z sali za tak drobne przewinienia. Que suerte!

1 komentarz:

  1. już zaczynałam myśleć, że nie wracasz tutaj :p ja tez chcę takiego wykładowcę :p

    OdpowiedzUsuń